Którą serię wytypowałeś w oficjalnej ankiecie Cav Zodiaco jako tą, którą chętnie byś zobaczył na 30-lecie Saintów?

Next Dimension
Next Dimension
26% [18 głosów]

Epizod G
Epizod G
14% [10 głosów]

Saintia Shou
Saintia Shou
4% [3 głosy]

Zeus Chapter
Zeus Chapter
22% [15 głosów]

Remake klasyka
Remake klasyka
28% [19 głosów]

Inną
Inną
6% [4 głosy]

Ogółem głosów: 69
Musisz zalogować się, aby móc zagłosować.
Rozpoczęto: 01/16/2016

Archiwum ankiet

FAN FICTION - Aylis - Wojna Żywiołów 24

Rozdział XXIV - Pojedynek

Fale z hukiem rozbijały się o klif w pobliżu groty Sounion, a porywisty wiatr niósł ku nim drobinki słonej wody. Tego dnia słońce jakby nie mogło się zdecydować czy chce pokazać swą twarz ludziom, znacznie już umęczonym niedawnymi upałami i tylko czasem jego promienie przebijały się przez chmury, tworząc świetliste smugi.
Arin i Mu szli powoli obok siebie, blisko, ale jednak w milczeniu. Tego dnia zamienili tylko kilka uwag, z których najbardziej ambitna dotyczyła pogody... i stroju dziewczyny, która do długich, rozszerzanych jeansów i czarnej bluzki na naramkach dołączyła rozpinaną bluzę z długim rękawem. Mu przypuszczał, że częściowo przyczyną tej zmiany była pogoda, ale Arin od kiedy przybyła narzekała na upał, więc bardziej prawdopodobne było, ze po prostu chciała zakryć bandaż na nadgarstku. Teraz zbliżało się południe, a oni szli, każde pogrążone we własnych, a jednak tak podobnych myślach.
Jeszcze zanim dotarli na miejsce zobaczyli sylwetkę Ertiana, który stał, zapatrzony w fale. Jego płaszcz wydymał się na wietrze, jakby za wszelka cenę chciał wyrwać się na wolność i szybować u boku towarzyszących im zewsząd mew. Żadne z nadchodzących nie widziało twarzy chłopaka, z czego ten się bardzo cieszył. Ertian nie miał wątpliwości, że targające nim sprzeczne uczucia są aż nazbyt widoczne na jego twarzy. To czego nienawidził najbardziej, to składanie fałszywych obietnic. Aż do tąd złożył taką tylko raz... drogo za to zapłacił. W tej chwili czuł do siebie jedynie pogardę, a jednak się nie wycofał. "Myślałem, że będę mógł od tego uciec..." Pomyślał. "Że to już minęło, odeszło wraz z nimi... dlaczego? Dlaczego duchy przeszłości nie odchodzą wraz z nią? Czemu nie pozwalają zapomnieć?"
Odwrócił się w kierunku przybyłych, szybko przywołując na twarz obojętna maskę. Pojedynczy promyk słońca zatańczył na załamaniu w jego zbroi, uwypuklając delikatne rzeźbienia w kształcie roślin. Mu też miał już na sobie swoja zbroję.
Srebrnowłosy przeniósł spojrzenie z Ariesa na Arin.
- Mama nadzieję, że pamiętasz zasady. To jest pojedynek, nie możesz się wtrącać. Odpowiedziała twardym spojrzeniem i tajemniczym uśmiechem.
- Nie martw się. Nie złamię ich jako pierwsza.
Ertian zaśmiał się lekko.
- Jak zawsze szczera do bólu. Zrozumiałem aluzję. - Ponownie spojrzał na Mu. - Słońce stoi w zenicie. Zaczynamy?

* * *

- Shun! Zgadnij kto przyszedł!
Seiya jak zwykle wykazał się wyczuciem taktu i delikatnością godną słonia, otwierając drzwi kopniakiem. W wyniku tego drzwi uderzyły w ścianę, a klamka wybiła w niej imponującą dziurę. Pegaz patrzył na to niepewnie.
- Eee...
- No brawo, Seiya. - Odezwał się sarkastycznie Hyoga. - Z całą pewnością nikt nie pominął twojego przybycia, a już na pewno długo go nie zapomni. Ta wytworna dziura w ścianie będzie przypominać Ikkiemu o tobie w długie jesienne wieczory.
- To się chyba da jakoś zasłonić...
- A jak proponujesz to zrobić? Umieścisz tam wazon z kwiatami, wiszący 1,5 metra nad podłogą?
- Wazon nie, ale jakiś obraz... - Podpowiedział Shiryu.
- Ta, najlepiej zdjęcie Seiyi. Albo tarczę do rzutek z jego podobizną, bardziej funkcjonalne.
- A czemu od razu z moją? Ty byś się lepiej do tego nadawał.
- Powiedzmy, że nie zależy mi na dziurach w mojej twarzy, nawet jeśli to tylko zdjęcie.
- A ja mogę dać się podziurawić?
- Pomyśl jaką już masz praktykę. Zresztą, tobie już i tak nic nie zaszkodzi.
- Ty...
Seiya rzucił się w kierunku przyjaciela, ale przeszkodził mu Shiryu, który zdążył akurat wrócić po obejściu niewielkiego domu. Szarpanina trwała chwilę. Gdy zapanował względny spokój, nie licząc piorunów przelatujących między oczami rycerzy, Smok powrócił do tematu ich wizyty.
- Tu nikogo nie ma.
- Jak to?
- Dom jest pusty, musieli gdzieś wyjść.
- Ale dokąd? Przecież Shun jest ranny.
- Nie mam pojęcia.
- Poszukajmy ich. - Zaproponował Hyoga.

* * *

Mu szybko się obrócił i zablokował kolejne uderzenie, prawa ręką jednocześnie zadając cios. Celował w brzuch Ertiana, ale ten jakby wyczuł jego intencję i chwycił jego pięść lewą dłonią. Przez chwilę stali napierając na swoje dłonie, jednak żaden nie przełamał obrony przeciwnika. Mu zobaczył, że Ertian przechyla się dziwnie na lewa stronę. Chwilę później sam odskoczył do tyłu, puszczając jednocześnie ręce przeciwnika, aby ochronić się przed kopnięciem. Aries opadł na lekko ugiętych nogach i odbił się, znowu atakując. Tym razem udało mu się przygwoździć przeciwnika łokciem do ziemi.
3:1 dla Mu, ale on był daleki od świętowania zwycięstwa. Bystre, fioletowe oczy obserwowały strażnika Ziemi, który zdążył się już pozbierać. Wykonał krok w bok. On zrobił to samo. Przez chwilę krążyli wokół siebie, szukając błędu, luki, w którą mogliby się wedrzeć. Mu jak na razie zauważył jedną zastanawiającą rzecz: ciosy Ertiana były silne, wręcz druzgocące, ale brakowało im prędkości. Oczywiście żaden z nich nie użył jeszcze potężnych technik, nie wiedział więc czy to spostrzeżenie w czymkolwiek mu pomoże gdy walka zacznie się na poważnie, ale na razie była to raczej optymistyczna myśl.
Ponowne zbliżenie zapoczątkowało kolejną błyskawiczną wymianę ciosów, ale tym razem to Mu wylądował na ziemi. Walka powoli nabierała tempa, ale te podchody zaczynały go już denerwować. Podniósł się wolno z dziwnym uśmiechem. Postanowił przejść do rzeczy. Jeśli on zacznie, powinien zyskać przewagę, zwłaszcza jeśli uda mu się zaskoczyć wciąż powolnego przeciwnika. Szybko skoczył w jego kierunku, koncentrując energię.
- Starlight Extinction!
Zdziwienie tylko na chwilę zagościło na twarzy srebrnowłosego. Nie spodziewał się tak szybkiego przejścia do poważnej walki. Wykonał dziwny, jakby nerwowy ruch i potknął się, przewracając na plecy. Na twarzy Mu pojawił się wyraz triumfu. Ertian był jeszcze w powietrzu, gdy przez jego usta przebiegł złośliwy uśmiech zacisnął dłoń w pięść i posłał rycerzowi Barana wiązkę zielonego światła, tuż pod jego ciosem. Byli zbyt blisko siebie, aby któryś z nich mógł jeszcze wykonać unik...

* * *

- Uaaaa. - Milo ziewnął szeroko, wcale się z tym nie kryjąc. - Ale nuda. - powoli rozejrzał się wokół, szukając jakiegoś bardziej obiecującego obiektu niż widok tuż przed nim. Znajdował się w Domu Lwa, dokładniej przy wejściu do niego, miał więc niezły widok na teren Świątyni, choć z jego Domu był on o wiele lepszy. Zaczynał żałować, że tu przyszedł.
- Rzeczywiście. - Odezwał się kwaśno Shaka. - Aiolia, długo to jeszcze potrwa?
- Daj mi spokojnie pomyśleć.
- Jakbyś nie zauważył, to są szachy, a nie obserwacja botaniczna wzrostu palmy. Mogłeś powiedzieć, że potrzebujesz tyle czasu, to wziąłbym jakąś książkę.
Trwało to już od dłuższego czasu. Shaka przeklinał w duchu sam siebie i obiecywał sobie już nigdy więcej nie wtrącać się w nie swoje sprawy. Wiedział, że Mu już od około 1,5 godziny pojedynkuje się z Ertianem. Nie chciał tam iść, a właściwie nie chciał, żeby Mu czy ktokolwiek inny dowiedział się, że on wiedział o starciu. Milo i Aiolia nie mieli pojęcia o tym, co kiedyś było między nim, a Arin, ale pozostali raczej nie omieszkaliby skomentować nagłego przypływu jego wiedzy, a złośliwe komentarze to ostatnie czego sobie życzył. To było dla niego oczywiste. Tylko niech mu ktoś wyjaśni po jaką cholerę zamiast siedzieć spokojnie w Świątyni Virgo postanowił zająć czymś pozostałych goldów?! Aldiego nie udało mu się znaleźć. Z braku pomysłów zaproponował partię szachów z Aiolią. Bardzo tego żałował. Minęły prawie 2 godziny, a Aiolia wykonał 4 ruchy...

* * *

Jeden skok do przodu, trzy w bok, dwa do tyłu. Przypominało ta jakiś szalony i wyjątkowo denerwujący taniec. Dwa skoki do przodu, jeden do tyłu, dwa w bok. Cokolwiek by nie zrobił nie mógł zbliżyć się do przeciwnika. Mu zaklął. Zachowanie równowagi na drżącej ziemi było trudne, a jak na razie technika Ertiana skutecznie uniemożliwiała mu przejście do kontrataku. Srebrnowłosy wykorzystywał moc Kamienia, w wyniku czego z ziemi bardzo szybko wyrastały ogromne kamienne sople, atakując Ariesa, ale przede wszystkim pozbawiając go równowagi.
Rycerz Barana w końcu się potknął, a srebrnowłosy perfekcyjnie wykorzystał nadarzającą się okazję, zadając potężny cios, celował w sam środek zbroi chroniącej tors, ale właściwie nie miał zamiaru zranić przeciwnika. Chciał tylko pozbawić go zbroi. Wtedy znacznie łatwiej byłoby mu go pokonać. Gdy tylko cios dosiągł Mu chłopak zwiększył siłę uderzenia, aby zmiażdżyć zbroję powstałym ciśnieniem. Rycerz barana nie maił zamiaru czekać aby się przekonać czy ta technika jest skuteczna. Wycelował wiązkę światła bokiem, w bark Ertiana, to wystarczyło, aby go zdekoncentrować. Aries szybko przywołał Crystal Wall, odbijając osłabiony cios, Ertian przerwał atak i odskoczył. Ze zdumieniem zauważył, że zbroja Barana wciąż jest cała. Mu wstał, dysząc ciężko.
Ta walka zaczynała się przedłużać i odbierać siły im obu, zwłaszcza, że oboje byli już lekko ranni. Teraz była to bardziej gra na wytrzymałość. Arin obserwowała to z niepokojem. Mu był już zmęczony, choć na razie dobrze sobie radził. Po początkowej, raczej krótkiej rozgrzewce nastąpiła długa wymiana ciosów siłowych, w której tak lubują się faceci. Ona sama jakoś nigdy nie rozumiała technik polegających na sforsowaniu ciosów przeciwnika. Była zaskoczona, bo myślała, że jej brat też z nich nie korzysta. Co do tego zresztą pewnie miała rację, bo używał ich z wyczuciem początkującego ucznia. Trochę trwało zanim dotarło do niego, że tylko niepotrzebnie się osłabia. Teraz walczył już korzystając z rozumu i szło mu o wiele lepiej. Ciężko było stwierdzić, kto ma w tej chwili przewagę. Arin nie była jednak pewna czy Mu wytrzyma długo.
Podmuch wiatru uderzył Ertiana w plecy, owijając płaszcz wokół jego ramion i zamieniając jego włosy w srebrną burzę wokół jego głowy. Stał w pozycji obronnej, z błyskiem w oku obserwując swojego przeciwnika. Śnieżny Leopard. Arin wiedziała, ze tak nazywają go starsi strażnicy. Po raz pierwszy dostrzega dlaczego. Niesamowicie groźny i wytrzymały, z burzą srebrnych włosów. Na tle niezbyt spokojnego morza wyglądał na prawdziwego, doświadczonego wojownika, jak w starych opowieściach. A przecież byli mniej więcej w tym samym wieku. Srebrne włosy postarzały go, ale nie tylko one... przez chwilę myślała nad tym, co jemu zrobiła Rada. Nic dziwnego, że teraz chce się zemścić, za wszelką cenę ją zniszczyć. Ona na jego miejscu też by próbowała, cena nie grałaby roli.

* * *

- Chyba już wystarczy, chodź!
Krzyk rozproszył koncentrację Shuna, ale on tylko się uśmiechnął. Ikki i tak długo wytrzymał, Andromeda myślał, że każe mu przestać o wiele wcześniej. Poderwał rękę w górę i zwinął łańcuch. Poczuł lekkie ukłucie w żebrach, ale nie skrzywił się. Wiedział, ze wystarczy jeden mały grymas, a będzie mógł pożegnać się z chwilowym zwycięstwem nad wyolbrzymioną troskliwością brata. Podszedł do niego i usiadł obok.
- Nie musiałeś ze mną przychodzić.
Ikki posłał mu bardzo wymowne spojrzenie. Shun zachichotał, obracając w dłoni grot łańcucha.
- Ktoś musi cię pilnować. Dzieciom nie powinno się dawać tak niebezpiecznych zabawek. Możesz kogoś zranić.
- W pierwszej kolejności siebie. - Roześmiał się, pokazując małe rozcięcie na palcu. Po chwili trochę spoważniał, wystawiając twarz na wiatr, ale wciąż się uśmiechał. - Jest chłodniej, niż w ostatnich dniach. A ja i tak czuję się ugotowany. - Znowu się roześmiał, posyłając bratu rozbawione spojrzenie. - Odzwyczaiłem się już od noszenia zbroi i ćwiczeń.
- Sam uparłeś się, żeby tu przyjść.
- Och, ja nie narzekam na to. Po prostu stwierdzam, że trochę mnie rozpieściłeś swoją opieką. A te twoje obiady... mogę kiedyś liczyć na powtórkę?
- Znowu chcesz szorować ściany?
- Nie, znowu chcę zobaczyć czerwonego potwora z makaronowymi włosami na środku kuchni. Wtedy nie miałem przygotowanego aparatu.
W odpowiedzi Feniks podniósł mały kamyk i pstryczkiem posłał go w stronę brata. Trafił w ramię.
- A wiec gdy nie możesz pokonać przeciwnika słowami uciekasz się do rękoczynów? Już ja ci pokażę!
Mówiąc to sam też schylił się po kamień, jednak jego ręka zamarła w połowie drogi. Kamyk, który chciał podnieść lekko się przemieszczał.
- Ziemia drży. - Powiedział zdziwiony, że sam tego wcześniej nie poczuł.
Andromeda wstał i skoncentrował się, aktywując łańcuch. Po chwili grot wskazał w kierunku groty Sounion.
- Tam... tam coś się dzieje.
Ikki też się podniósł i spokojnie patrzył we wskazanym kierunku.
- No to chodźmy to sprawdzić.

* * *

Mu podniósł się na kolana i przez moment z niedowierzaniem patrzył na pojawiające się na ziemi krople krwi. To była jego krew. Ertian podszedł do niego powoli i uniósł mu głowę. Mu patrzył przez chwilę w niesamowicie zielone oczy, jedyny jasny punkt w pokrytej grubą warstwą pyłu twarzy. On sam nie wyglądał lepiej. Wokół nich piętrzyły się odłamki skał, roślin i pnączy, którym Aries musiał sprostać. Doszedł do wniosku, że jego techniki są mimo wszystko bardziej skuteczne, choćby dlatego, ze nie zostawiają takiego bałaganu.
- Byłeś dobrym przeciwnikiem. - Powiedział spokojnie strażnik Ziemi.
- Jeszcze nie skończyliśmy.
- Nie. - Uśmiechnął się, ale oczy mu się zwęziły. - Jeszcze nie.
Zadał Mu silny cios i posłał go na skały za jego plecami. Aries skupił resztki energii. Zdołał się zatrzymać, zanim na nie wpadł. Skoncentrował się. Może i przegra, ale nie ma zamiaru tak po prostu dać się zabić.
- Stardust Revolution!
Ertian odpowiedział błyskawicznie, posyłając na spotkanie tego ataku własny. Spotkały się pomiędzy nimi, tworząc kulę energii. Mu nagle zdał sobie sprawę z tego, że robi mu się bardzo gorąco, a raczej nie miało to związku ze starciem. Wokół kuli pojawiły się płomienie. Najpierw delikatne języki, nieśmiało liżące jej powierzchnię, a potem ogromne płomienie ognia, które pochłonęły ją całą. Eksplozja rzuciła walczących na kolana.
Arin wstała chwiejnie i podeszła do brata. Pomogła mu się podnieść do pozycji siedzącej.
- Co tu robisz?
Ociekający wściekłością głos należał do Fuego, obok którego stała Keria. Oboje znajdowali się około 20 metrów za miejscem, w którym wcześniej stała Arin. Strażnik Ognia patrzył ze złością na Ertiana. Ten odpowiedział wyzywającym spojrzeniem, w którym jednak pojawiły się wątpliwości, gdy spojrzał na dziewczynę.
- Później o tym porozmawiamy. - Powiedziała. - Mam już dość tego robactwa. - Dodała widząc między skałami nadbiegające sylwetki dwóch rycerzy. - Zabijmy ich, może to da do myślenia pozostałym.
- Nie mamy na to czasu ani energii.
- Na nich starczy. Potem i tak będziemy musieli uzupełnić to, co on roztrwonił. - odparła nawet nie patrząc na Ertiana.
Ikki i Shun byli już bardzo blisko. Keria i Fuego stanęli tak, aby móc ich bez przeszkód zaatakować, gdy znajda się w zasięgu ciosu. Ertian stanął naprzeciwko Arin.
- Zrób mi przyjemność i wejdź na trasę mojego ciosu. - Mruknął do niego Fuego, gdy przechodził obok.
Ertian zignorował go. Arin patrząc na jego twarz zrozumiała, ze tym razem nie może liczyć na taryfę ulgową. Chłopak będzie walczyć tak, aby ją zabić. Obróciła się do brata.
- Odsuń się, teraz moja kolej. - Fioletowe oczy paczyły niepewnie, ale uśmiechnął się.
- Muszę trochę odpocząć. Tylko zostaw coś na rewanż dla mnie.

Następna cześć: Rozdział XXV


Komentarze
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Sant Seiya Revolution - Multimedia
Aiolia Leo

Aiolia2

Camus6

Skorpion Milo

Złoty Rycerz Skorpiona

Milo





Piekielni
5 dni
siurek15
3 tygodni
Verien
Verien
7 tygodni
lukasn3
15 tygodni
Duch
Duch
18 tygodni
pawel2906
19 tygodni
Copyrights © Saint Seiya Revolution 2006 - 2024
Powered by PHP-Fusion copyright Š 2002 - 2013 by Nick Jones. Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.